Kubotą w Bieszczady - finał podróży

Państwo Mareccy podjęli bardzo odważnego wyzwania. Postanowili, że na dwóch miniciągnikach Kubota pokonają prawie tysiąc kilometrów przez Polskę. Choć trasa nie należała do najłatwiejszych, wyprawę zdecydowanie można zaliczyć do udanych. Po trzynastu dniach drogi dotarli do celu swojej podróży – wsi Dwernik w Bieszczadach.

Choć państwo Mareccy wrócili już do domu i zdążyli wypocząć, emocje po podróży nie opadły jednak do końca. Wyruszaliśmy pod koniec lipca –  pełni zapału, jednak nie całkowicie pozbawieni obaw – opowiada pani Emilia Marecka, która wraz z mężem Mikołajem zdecydowała się na tę nietypową wyprawę. Pokonanie Polski pojazdem bez klimatyzacji, a nawet bez dachu mogącego chronić przed słońcem, w upalne dni, można traktować jako decyzję z kategorii odważnych. – Sen z powiek spędzał nam strach przed bólem pleców, wiele godzin mieliśmy przecież spędzić w jednej pozycji. Generalnie jednak nastawienie było bardzo pozytywne. Wiedzieliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani i to potwierdziło się w podróży. – podkreśla pani Emilka. A rzeczy, o których należało pomyśleć jeszcze przed rozpoczęciem trasy było wiele. Należało zabrać nie tylko przedmioty niezbędne w każdej podróży, jak ubrania, komórki i GPS, ale także części do maszyn, sprzęt do spania i szybkiego gotowania. Na noclegi państwo Mareccy wybierali przeważnie kwatery lub prosili o pozwolenie na rozbicie się na działce u rolnika. Nie mieliśmy żadnego problemu z uzyskaniem zgody, rolnicy odnosili się do nas z dużą sympatią. Pewnego razu, gdy zabrakło miejsc na kwaterze właściciel zaproponował nam nocleg na drugiej, położonej nieopodal, działce. Spaliśmy w naszej przyczepce, ale widoki były niezwykle piękne – mówi z zadowoleniem pani Emilka. Według podróżniczki wszystkie napotkane osoby wykazywały się ogromną życzliwością. W górach, kiedy droga nie była już taka, łatwa wskazówki od postronnych obserwatorów pozwoliły Państwu Mareckim poznać kilka przydatnych skrótów i zaoszczędzić wiele kilometrów. W trakcie postojów podróżnicy byli zasypywani pytaniami ciekawskich – głównie mężczyzn. Panowie byli ciekawi, jak maszyny nam się sprawują. Pytali, do czego są przeznaczone, ile spalają, ile mają koni mechanicznych. Pomarańczowe traktorki naprawdę ich zainteresowały. To z resztą całkowicie normalne. Maszyny które pokonują 900 kilometrów, z tego dużą część w terenie górzystym, stworzone do zgoła innych celów, mocno intrygują gapiów – zauważa pani Emilka. Traktorki zaś spisał się fenomenalnie. Kubota B1550 z 1997 r. oraz nowa Kubota B1820 , którymi jechali państwo Mareccy, nie zawiodły. Z wyjątkiem jednej małej usterki układu elektrycznego, szybko naprawionej u Dilera marki Kubota – w firmie Polsad, podróż przebiegała bezawaryjnie. Przez całą trasę starszy z miniciągników wykonał 100 mth, młodszy, do którego doczepiona była przyczepka – 80 mth. Przydatny okazał się napęd na cztery koła, dzięki któremu maszyny dobrze poradziły sobie także podczas przejazdów przez wodę, bo zdarzało się, że trasa przebiegała przez rzeki. Opowieści z drogi starczyłoby z pewnością na wielogodzinną relację. Najważniejsze, że pani Emilka i pan Mikołaj dotarli bezpiecznie na miejsce, a przejazd zajął dokładnie tyle, ile planowali. Podróżnicy podkreślają, że zaznali wiele dobrego ludzi napotkanych w trasie, a szczególnie od mieszkańców Beskidów. Dodają, że mentalność ludzi z gór jest fascynująca, ponieważ wyznają oni bardzo proste i zarazem niezwykle szlachetne zasady. Goście nigdy nie odejdą od stołu głodni, kradzieże niemal się nie zdarzają, a sąsiad z sąsiadem żyje jak jedna wielka rodzina. Zawsze mogliśmy liczyć na ich pomoc – opowiada Pani Emilka - Nieco inaczej sytuacja wyglądała z turystami, którzy spieszyli się na wakacje w góry. W przeciwieństwie do mieszkańców wsi i rolników, zdarzało się, że ich miny zdradzały niezadowolenie z naszej obecności na drodze – przyznaje pani Marecka. Po 13 dniach, ponad 900 kilometrach dzielne małżeństwo dotarło na miejsce, gdzie czekała na nich ich rodzina i znajomi z wielkim powitalnym transparentem. Ta miła niespodzianka była ukoronowaniem niemal dwutygodniowych starań. Czy w takim razie odważna para zdecydowała by się na powtórkę tej niezwykłej wyprawy? Jak mówią, nie żałowali ani przez chwilę decyzji o jej podjęciu i z pewnością zrobili by to jeszcze raz. Jednak w najbliższym czasie nie myślą o kolejnej trasie na miniciągnikach Kubota. Pragną spędzić czas dziećmi, które na czas wyprawy zostały w domu. Maszyny zaś wrócą do swoich tradycyjnych zadań w Szkółce Mareckich, czyli tam gdzie pracowały do tej pory. Celująco zdały trudny test z wytrzymałości, a świadomość pracy z tak wytrwałym sprzętem czyni codzienne zadania jeszcze przyjemniejszymi.                                                                               



Źródło: AdAgri sp. z o.o.
Data dodania: 2013-09-25

Galeria zdjęć

 
Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Wszystkie zasady ich używania wraz z informacjami o sposobie wyrażania i cofania zgody na używanie cookies, opisaliśmy w Polityce używania plików Cookies. Korzystając z serwisu akceptujesz jej postanowienia.
tel./fax +48 52 34 609 34 | e-mail: redakcja@rolnictwo.com.pl