Rzepak w niebezpieczeństwie

Na polach w wielu regionach Polski, a także u naszych południowych sąsiadów obserwowane jest wyjątkowo wysokie porażenie rzepaku ozimego suchą zgnilizną kapustnych. To sytuacja nadzwyczajna, nieodnotowana przynajmniej przez ostatnich kilkanaście lat. Jeśli plantatorzy nie podejmą zdecydowanych kroków, tegoroczny plon może być mniejszy o ponad 25% od średnich zbiorów rzepaku.

Specyficzne warunki pogodowe i wysoka wilgotność jesienią ubiegłego roku sprawiły, że okres aktywności zarodników suchej zgnilizny kapustnych był wyjątkowo długi i trwał aż trzy miesiące – od początku września do końca listopada. Nawet jeśli koncentracja patogenów nie była wyższa niż w poprzednich latach, to długi czas ekspozycji rzepaku ozimego na ich negatywne działanie stanowił bardzo rzadką, wręcz wyjątkową sytuację. Tak długotrwałe uwalnianie zarodników chorobotwórczych grzybów spowodowało, że jednokrotny zabieg fungicydowy najczęściej był niewystarczająco skuteczny, aby zabezpieczyć plantację. Dlatego już w lutym tego roku można było zaobserwować, że uprawy nietraktowane, po jednym zabiegu lub traktowane zbyt słabymi fungicydami w zasadzie wyglądały bardzo podobnie. W wielu rejonach Polski – m.in. w województwie kujawsko-pomorskim, na Śląsku, Dolnym Śląsku, w Wielkopolsce, na Lubelszczyźnie i na Żuławach – a także w Czechach, Rumunii i na Słowacji stwierdzony został niezwykle wysoki poziom porażenia rzepaku ozimego suchą zgnilizną kapustnych.

– Sytuacja jest poważna. O ile do tej pory identyfikowaliśmy porażenie jesienne na poziomie 5% i zajmowaliśmy się tym naukowo, to ryzyko porażenia na poziomie 10-20% stwarzało zagrożenie i przekraczało ekonomiczny próg szkodliwości, powodując duże straty – mówi Andrzej Brachaczek, Dyrektor ds. badań i rozwoju w firmie INNVIGO. – W tym roku obserwujemy stuprocentowe porażenie w większości regionów. Problem w tym, że 100% nie oznacza, że jeden zarodnik zainfekował jedną roślinę, ale na jednym liściu zaobserwowaliśmy kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt plam infekcyjnych. Sytuacja jest nadzwyczajna. To nie sztuczny problem, tylko realne zagrożenie. Jaka jest jego skala? Na skutek szkód spowodowanych suchą zgnilizną kapustnych przy porażeniu na poziomie 20-30% plantatorzy tracili od 100 nawet do 800 kg z hektara. Zakłada się, że standardowy plon rzepaku to przynajmniej 4 t/ha, a więc już strata wielkości kilkuset kg/ha jest dla rolników ekonomicznie odczuwalna. Przy tegorocznym, historycznie najwyższym stopniu porażenia zbiory mogą być niższe nawet o ponad tonę.

Biorąc pod uwagę, że oprócz suchej zgnilizny wystąpią jeszcze wtórne infekcje innymi chorobami grzybowymi, trzeba szacować, że straty dotkliwie wzrosną. – Zwykle w takiej sytuacji występuje porażenie sprawcami infekującymi żywe i martwe tkanki rzepaku, np. czernią krzyżowych. Ta infekcja mieszana powoduje, że efekt może być wizualnie bardzo zły i niestety kojarzony przez plantatorów, którzy nie mają wystarczającej świadomości występowania różnych chorób, jako zgnilizna twardzikowa – ostrzega Andrzej Brachaczek. Ją też należy zwalczać, ale pierwszym etapem jest kontrola zagrożenia, które rozpoczyna się już wczesną jesienią i wczesną wiosną.

Zaobserwowane zimą przez specjalistów infekcje suchą zgnilizną kapustnych występowały w formie licznych inkubacji na liściach rzepaku, które powodują następnie przerost strzępek grzyba do szyjki korzeniowej roślin. Kolejny etap choroby to ukryty, tzw. latentny rozwój w łodydze – tym groźniejszy, że niewidoczny aż do momentu przed zbiorami. Wtedy objawem suchej zgnilizny jest gwałtowne dojrzewanie, utrata właściwości mechanicznych tkanek łodygi, a w konsekwencji dosyć równomierne wyleganie plantacji. Niestety często jest tak, że symptomy widoczne 2-3 tygodnie przed zbiorem rzepaku są mylnie diagnozowane przez rolników właśnie jako powszechnie znana zgnilizna twardzikowa rzepaku, której zwalczanie wiąże się z zastosowaniem innych zabiegów i w innych terminach.

Bardzo istotne jest, aby wczesną wiosną skontrolować i ograniczyć dalszy rozwój suchej zgnilizny. Późniejsze zabiegi, które się koncentrują głównie na zgniliźnie twardzikowej albo na regulacji pokroju rzepaku, kompletnie nie będą miały wpływu na zwalczanie tej choroby. Rekomendowanym do pierwszych wiosennych zabiegów preparatem jest fungicyd firmy INNVIGO – Dafne 250 EC lub Porter 250 EC. Jego substancja czynna to difenokonazol, związek z grupy triazoli. Jak wynika z doświadczeń laboratoryjnych i praktycznych obserwacji polowych, difenokonazol wykazuje najwyższą aktywność w stosunku do dwóch sprawców suchej zgnilizny kapustnych, tj. Leptosphaeria maculans i Leptosphaeria biglobosa.

Jak stosować Dafne/Porter 250 EC? Jeżeli jest prawdopodobieństwo, że strzępki grzyba już przerosły do szyjki korzeniowej rzepaku, koncentracja substancji czynnej powinna wynosić powyżej 120 g/ha. 125 g/ha będzie w stanie także ograniczyć późniejszą fazę latentną, czyli ukrytą. Gdy natomiast ryzyko przerostu tkanki grzyba do szyjki korzeniowej jest niewielkie albo ograniczone, odpowiednia dawka to ponad 100 g difenokonazolu na hektar. Zabiegi z zastosowaniem koncentracji poniżej 100 g/ha nie dość, że nie przyniosą oszczędności, to na pewno będą miały znacznie niższą skuteczność.

Żeby ograniczyć ryzyko i uniknąć strat, ważne są również warunki, w jakich przeprowadzone zostaną opryski fungicydowe. Na co należy zwrócić uwagę? Jeśli chodzi o warunki meteorologiczne, najważniejsza jest minimalna temperatura. Andrzej Brachaczek rekomenduje, żeby nie czekać na umowne 12 stopni, uważane za odpowiednie do rozpoczęcia zabiegów fungicydowych: – Z punktu widzenia fizjologa ważne jest przede wszystkim, aby substancja czynna została pobrana. A na działanie preparatu możemy poczekać. W dynamice zachowania się substancji czynnej i kropli cieczy na liściu najważniejsza jest retencja. Musimy o nią zadbać, wykonując zabieg dokładnie, w odpowiednich warunkach, dobrze pokrywając rośliny cieczą roboczą. Drugim kluczowym czynnikiem jest absorpcja. Do dobrej absorpcji potrzebne są minimalne warunki termiczne niższe od minimalnych warunków termicznych wymaganych do działania substancji.

Minimalna temperatura sprzyjająca absorpcji, czyli procesowi wchłaniania substancji czynnej do miękiszu liścia, wynosi 8 stopni. Powinna ona utrzymywać się przynajmniej przez 3 godziny po wykonaniu oprysku. Niższe temperatury mogą spowodować mniejszą skuteczność i ograniczenie wchłaniania. Optymalnie byłoby, gdyby zabieg nie był wykonywany w warunkach silnego wiatru, a rośliny mogły naturalnie wyschnąć po oprysku. Natomiast czynniki w postaci rosy czy lekkiego wilgotnienia liści nie tylko nie mają negatywnego wpływu, ale wręcz poprawiają wchłanianie substancji czynnej. – Jeżeli substancja czynna zostanie zatrzymana na liściu, a następnie pobrana, to kiedy wystąpią optymalne warunki 10-12 stopni, ona zaczyna krążyć systemicznie w roślinie i szukać patogenów do zwalczenia. To się może zdarzyć np. na drugi dzień w porze południowej i potrwać kilka godzin – wyjaśnia ekspert.

Podsumowując ostrzeżenia i rekomendacje, Andrzej Brachaczek powiedział: – Zajmuję się biologią, nauką, projektowaniem dobrej ochrony od blisko 20 lat i mogę potwierdzić, jak duża jest szkodliwość sytuacji, którą teraz obserwujemy w większości regionów, a także poza granicami Polski. Jeżeli plantator nie będzie pracował bardzo wczesną wiosną nad ograniczeniem rozwoju suchej zgnilizny kapustnych, może spowodować znaczne straty, które będą skutkowały zniżką plonu rzepaku. Uczulam na te informacje rolników, doradców i handlowców. To dla mnie bardzo ważne, bo czuję się za nich odpowiedzialny.



Źródło: Redm.pl
Data dodania: 2018-03-19
 
Ten serwis wykorzystuje pliki cookies. Wszystkie zasady ich używania wraz z informacjami o sposobie wyrażania i cofania zgody na używanie cookies, opisaliśmy w Polityce używania plików Cookies. Korzystając z serwisu akceptujesz jej postanowienia.
tel./fax +48 52 34 609 34 | e-mail: redakcja@rolnictwo.com.pl